Deux czyli Wirus i aktorstwo

W sumie to od zawsze ciągnęło mnie to występowania w szkolnych przedstawieniach, czy akademiach. Problem był zwykle taki, że mały Wirus zostawał wciskany gdzieś na tyły, stał w nędznym chórku lub mówił jedno magiczne zdanko. Ogólnie rzecz  biorąc nędza. Jednak teraz w liceum to się zmieniło i mogę śmiało rzec, że Wirus wkracza na deski teatru ludki!
Jakie przedstawienie zapytacie? 
Makbet 2.0!
Rola?
Trzeci duch!
Czy Shekspir to przewidział w swoim dziele?
Oczywiście, że nie, ale mój polonista już tak!
I tak po pięciu miesiącach prób, dodawaniu scen co jakiś czas, wciskaniu układów tanecznych, dwukrotnej zmianie aktorów i przekładaniu premiery od grudnia, udało się. 
W czwartek 9 marca w końcu zagraliśmy. Oprócz kilku podknięć (pozdrowienia dla stależu od sukienki najlepszego Szatana ever) i zapomnieniu kilku kwestii (tak, tak, tak rąbnęłam się i na pierwszym wystawianiu w jednej scenie musiałam improwizować), myślę, że wyszło nam całkiem dobrze. Jak na znudzonych życiem licealistów TESTU. Zero pytań na temat nazwy naszego koła. 
Ogółem sztukę wystawialiśmy trzy razy. Za trzecim podobno poszło nam najlepiej. 
Dodatkowo charakteryzowałam kilka osób, nikomu nie wydłubałam oka, a ludkom na widowni się podobało, więc jest sukces. 
W czerwcu wystawiamy kabaret, który nawet nie ma senariusza, ale co tam. Ścisnąć łapki i życzyć nam powodzenia. 
 (Zdjęcia okrojonej ekipy, ponieważ nie wszyscy wyrazili zgodę na publikację wizerunku w sieci) 
Strój DIY i minuta ciszy dla moich leginsów




musiałam przyciąć nauczyciela

Komentarze

Popularne posty